Rozdział 1
ZAPOMNIANY – OBLITUS 1
Skąd ten tytuł? Bo chyba zostałem zapomniany przez Stwórcę – niezależnie od tego jakimkolwiek mianem Go określimy. Po prostu żyję już tak lekko licząc jakieś siedemnaście tysięcy lat i co gorsza – nie wiem jak długo jeszcze, że się tak wyrażę, pociągnę. Chociaż jeśli idzie o tzw. siły witalne, to według współczesnych norm plasuję się w grupie mężczyzn 40+. Oczywiście możecie mi nie wierzyć. Ba, czasami ja sam nie mogę w to uwierzyć, ale fakt pozostaje faktem.
No i z tego względu, że praktycznie byłem świadkiem większości zdarzeń ewolucyjno-historycznych, mało tego, w wielu z nich brałem nawet osobisty udział, postanowiłem - jak to mówią poeci – zostawić po sobie jakiś ślad na ziemi. O ile naturalnie sama Ziemia wcześniej nie zniknie bez śladu.
Aha, żebym nie zapomniał – z racji mego wieku… pardon, wieków, znam wszystkie języki, dialekty i gwary tego świata. Ale obecnie Los rzucił mnie do Polski. A konkretnie w okolice Wrocławia. Nota bene, całkiem tu ładnie. Dlatego będę się w moim blogu posługiwał miejscowym językiem oraz często-gęsto odnosił do aktualnych wydarzeń mających miejsce w mojej nowej ojczyźnie.
Prawdę mówiąc już tu bywałem z przerwami w XVII i XVIII wieku, patrząc jednak dookoła, odnoszę niejasne wrażenie, że w mentalności sporej liczby mieszkańców tego kraju, nie zaszły znaczące zmiany. Ale mogę się mylić. Nic, nawet moje długowieczne doświadczenie życiowe, nie uprawnia mnie do uważania się za jakiegoś geniusza czy chociażby mędrca.
No, to by było chyba tyle tytułem wstępu, przejdę zatem do pierwszego rozdziału moich wspomnień. Przede wszystkim, choć jak przez mgłę, pamiętam moich rodziców – odzianą w skórę dzika, pochyloną nad ogniskiem mamusię oraz tatę, ostrzącego kamienną dzidę przed wyruszeniem z kolegami z plemienia na polowanie na mamuta. Pamiętam też, że ojciec nie zabrał mnie na to polowanie, chociaż bardzo tego chciałem. Jego odmowa wyglądała w ten sposób, że uderzył mnie toporkiem w głowę i poszedł. To ja mu za to, na złość, namalowałem na ścianie jaskini Lascaux, w której mieszkaliśmy, różne zwierzęta, ludzi a wśród nich i jego karykaturę. Dlatego po powrocie z polowania, tato się wściekł i wywalił mnie z domu na zbity śnieg. Na szczęście zaopiekowała się mną wilczyca, która później, oprócz mnie wykarmiła też dwóch bliźniaków. To oczywiście taki rzymski żart. Tak naprawdę uratowali mnie Wikingowie. Ale o tym już w następnym odcinku.
PS. Niedawno tutejsi myśliwi chcieli zyskać prawo do tego aby zabierać swoje dzieci na polowania. Sami chcieli, ale ich postulat został odrzucony. Może właśnie dlatego tutejsza młodzież, podobnie jak i ja, w akcie zemsty maluje bazgroły na ścianach domów. Czyli w zasadzie niczym nie różni się od swoich pierwotnych rówieśników.